Przejdź do głównej zawartości

Kim jestem i co ja tam wiem

W zasadzie to nikim i każdym i wiem, że nic nie wiem, ale zazwyczaj wiem lepiej. Jestem jedynaczką i wychowuje jedynaka i to na domiar złego od niedawna. Matka ze mnie dziwna bo jestem rozkapryszona, histeryczna i zawsze muszę dostać to co chcę. Czasami zastanawiam się kto u nas w domu jest tak naprawdę dzieckiem, bo nie zawsze wychodzi mi że Munia. Nie najlepiej gotuję, a pieczenie traktuję jak sztukę magii tajemnej, szczypta tego, tamtego, a efektu nigdy nie przewidzisz. Chociaż w nic nie wierzę mam ślub kościelny (jeszcze kiedyś tam w coś wierzyłam) i do tego o zgrozo! szczepię własne dziecko.

Niby jestem tolerancyjna, ale zaczynając zdanie od nienawidzę dwukropek lista będzie bardzo długa. Zapominam jeść i zapominam, że inni nie zapominają (zwłaszcza pan pies) i mają mi za złe, że znowu nic na trzy dni. Zapominam też pić wodę, ale zainstalowałam sobie odpowiednią aplikacje i teraz co godzinę sztuczna inteligencja przypomina mi cichą wibracją, że czas wychylić szklaneczkę.

Jestem chaotyczna. Kocham porządek, ale strasznie bałaganie i nie sprzątam po sobie, a potem biadolę przez dwa dni, że w takim syfie nie dam rady egzystować i że zaraz oszaleję i umrę. Oczywiście nie umieram, tylko bałaganie dalej.

Jestem niezorganizowana, mam słomiany zapał i jestem bardzo wybuchowa. Dlatego mam coraz mniej szklanek i talerzy, bo nic nie poprawia mi tak nastroju jak roztrzaskanie czegoś z hukiem w drobny mak. Oglądałam kiedyś dokument, z którego dowiedziałam się, że zestresowani Japończycy czy Chińczycy mają specjalne pokoje. Możesz tam wejść, uprzednio wybierając narzędzie "zbrodni", np. młotek, kij do golfa, czy na co tam masz ochotę, i rozwalić wszystko co się w nim znajduje dając upust złym emocją i zapewne bawiąc się lepiej niż alkoholik w monopolowym. Niestety jeszcze takich atrakcji w naszym kraju brak, więc zapędy siły niszczycielskiej muszę ograniczyć do zastawy.

Mam ustawiony alarm na godzinę 24:00. Zapewne jestem jedną z nielicznych osób na świecie, której trzeba budzikiem przypominać, że pora spać. Do tego sypiam co jakiś czas z innymi facetami, najczęściej ze Stephenem Kingiem, a ostatnio z Jackiem Dukajem. Nie sypiam natomiast gdy jest pełnia. Dotyka mnie wtedy totalna, całkowita bezsenność księżycowa. Posiadam nawet od niedawna zegarek, który uprzejmie informuję mnie o wieku Księżyca i mierzy poziom pływów. I nie, nie stoi on razem ze stacją meteorologiczną w ogrodzie, tylko jest śliczny, biały i noszę go na ręce. Jednak nie na lewej jak wszyscy tylko jakoś tak wyszło, że na prawej.

Uwielbiam mandarynki i długie letnie wieczory. Wypijam dziennie może kawy. W zasadzie piję tylko kawę i od niedawna wodę. Kawa musi być czarna, mocna i gorąca. Kawa z mlekiem nie wchodzi w rachubę gdyż ponieważ to w zasadzie już deser, a minimum osiem deserów dziennie to już lekka przesada. Poza tym laktoza to zło. Podobnie jak rajstopy, Żadna siła nie zmusi mnie do ubrania tego wytworu szatana.

Przeklinam. Uwielbiam whiskey. Wszystko gubię. Nigdy nie wiem gdzie co mam, ale to oczywiście nie moja wina tylko Chochelków (najzłośliwsza odmiana chochlika domowego). W zasadzie co by się nie stało to przecież wiadomo, że nie ja. Co mnie wkurza? Wszystko. 

Pytam Munia "Jesteś chuligan?" odpowiada "Nie, Mama" i chichra się tarzając po puchatym dywanie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nosokomefobia czyli jak strach przed szpitalem może namieszać w głowie

Wiem dokładnie kiedy zaczęłam się bać szpitala. Wiem też, dlaczego tak bardzo mnie on przeraża.  Wiem też, po ostatnim pobycie, dlaczego powinnam posiadać więcej niż jedno dziecko.  Nie chodzi o to, że wolę latać do Tokio, czy budować dom oraz karierę. Mam dużo poważniejsze powody, które blokują mnie w tym temacie. Jednak muszę się nad tym zastanowić.  Muszę, żeby Munia nigdy nie został sam. Od początku 2011 roku do teraz byłam w szpitalu dziewięć razy. Wychodzi mi pobyt średnio raz na pół roku. Przeszłam w tym czasie cztery zabiegi operacyjne oraz świńską grypę i różne inne wymagające hospitalizacji przygody. Okazem zdrowia nie jestem, szczęście mi też nie dopisuje, a mój paranoiczny strach przed miejscem, w którym się cierpi i umiera sprawy mi nigdy nie ułatwia. Jednak pomimo strachu ciągle muszę wracać do tego upiornego miejsca. Wyjścia nie mam. Siła wyższa, shit happens, nic nie poradzisz człowieku. Szpital to miejsce specyficzne. Niby zakład otwarty, a jak w więzi

Urlop z dzieckiem

Muniek w sierpniu skończy dwa latka. Nie wiem jak to się stało, że z małego, giętkiego owsika wyrósł nam już na niezłego chuligana. Uparty jak osioł, dzielny jak lew. Walczy o wszystko do ostatniej krztyny cierpliwości matki swojej i generalnie lekko z nim nie ma. I takie to oto dzikie, ledwo gadające, wszystko chcące natychmiast stworzenie pojechało z nami nad morze. Urlop Muńkowi udał się świetnie, nam przydałby się jeszcze jeden. Nie był to pierwszy wyjazd z dzieckiem i nie było aż tak ciężko, ale urlopem wypoczynkowym nie można tego nazwać.  Mamo tiu Mamoooo !!! Ledwo człowiek gdzieś dojdzie, gdzieś siądzie, jeszcze dobrze nie dychnie, a tu tyle atrakcji dookoła. I już posiedziane, mamo tiu, mamo to, mamo choć, mama zobać, mamoo tam. I mamo idzie tiu i tam, i patsi tiu i tam i lata z tymi tobołami tiu i tam, a za mamą i tobołami lata tata z jeszcze większą ilością tobołów.  Toboły, wszędzie toboły. Nie wiem jak u was, ale u nas toboły to cała masa toreb, torebe

Wielkanoc jak ja nienawidzę tych świąt

Nienawidzę wszystkiego jajek, żurków, kiełbas, szynek, majonezu, sałatki warzywnej, kurczaczków, pisanek, bazi, sypiącej się suszem palmy, głupoty lanego poniedziałku i wszechogarniającej ekscytacji. Nie piorę, nie gotuję, nie myję okien, nie trzepie dywanów, nie sprzątam strychów i piwnic. Nie robię z domu jajecznej choinki i nie martwię się tym, że się przejem, albowiem ciężko przez trzy dni żyć jedynie o mazurku, którym na dodatek trzeba się podzielić. Nigdy tych świąt nie lubiłam, a od 2011 nienawidzę ich z całego serca, Okres pomiędzy 4 marca a 11 kwietnia mam całkowicie wycięty z życiorysu i radosne uniesienia w tym terminie są mi tak potrzebne jak głuchemu flet. Dla mnie ten czas to czas wielkiego smutku, czekania na śmierć i tysiąca niewysłuchanych modlitw. Czas, który dla kogoś zakończył się zmartwychwstaniem i radością, a dla mnie końcem świata i bezmiarem smutku.  O ile na punkcie Bożego Narodzenia i całego komercyjnego gówna z nim związanego mam totalnego hopla, o