Rok temu, dokładnie na dzień przed Sylwestrem, miałam wszystko dopięte na ostatni guzik. Znajomi zaproszeni. Temat jedzeniowo alkoholowy dogadany. Pościel dla gości przygotowana. Plan zagospodarowania przestrzennego trójki dzieci i dwóch psów opracowany. Śniegu brak, ale na co komu śnieg w zimie. Wszystko układało się pomyślnie, do momentu kiedy zignorowałam wszystkie znaki na niebie i się pochorowałam. Jak bardzo możecie sobie przypomnieć TUTAJ . Z zasady nie oszukuję samej siebie. Oszukiwanie siebie, to oszukiwanie do kwadratu, a że ja jestem kiepska z matmy pewnie bym się w tym wszystkim pogubiła i po co mi to. Tak więc nie robię sobie ani planów ani postanowień noworocznych. Poza tym jednym, ubiegłorocznym, którego przestrzegam i faktycznie jak Brut "mówi" nie idź to nie idę. Jednak tym razem nic nie mówił, a ja nawet nigdzie nie poszłam i nigdzie nie byłam, a jednak złapałam anginę ropną. Był to mój pierwszy i wyrażam głęboką nadzieję, że ostatni raz. Gówno