Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2015

Postulat Butelkowej Mamy

Pozwolę sobie jeszcze przez chwilę pociągnąć temat butelkowy. Jak już pisałam od razu wiedziałam, że nie chcę karmić piersią. Założenie było proste. Pojawia się Munia. Ja dostaję blokadę. Munia butlę. Wszyscy się uśmiechamy, wokoło latają ptaszki i unoszą się pękate serduszka. Pełnia szczęścia. Rzeczywistość okazała się niestety znacznie bardziej brutalna i mocno nas tam, wtedy, w tym szpitalu sponiewierała. Decyzję, o tym że nie będę karmić piersią, podjęłam świadomie, pozostając, wbrew temu co zakładał personel, w pełni władz umysłowych. Powyższy plan, na jaki się nastawiłam, pewnie w wielu szpitalach udaje się z powodzeniem zrealizować. No może tylko te ptaszki i serduszka mogą stanowić pewien problem. Mnie jednak trafił się oddział opętany rządzą laktacji. Z resztą mój lekarz sam przyznał, że w złym czasie sobie to butelkowanie wymyśliłam, bo znowu wszystkim odbiło na punkcie tych cycków, taki trend, taka moda. Pomimo wszystkich trudności przetrwałam, przeżyłam. Munia też. 

Butelkowa mama

Cycki, cycki, cycki. Jeszcze człowiek dobrze nie urodzi, a tu nie ma ważniejszego tematu. Jak będzie pani karmić piersią to ... Bo będzie pani karmić to ... Podczas karmienia to ... No generalnie wszystko spoko, ale czemu wszyscy od razu założyli, że ja będę karmić? Jedyny pytanio wyrzut jaki się pojawił brzmiał: Ale będzie pani karmić? Nie czy chce pani, może, zamierza tylko od razu pioruny w oczach i naklejka na czole "wyrodna matka". O tym, że nie będę karmić piersią wiedziałam od zawsze. Po prostu, chyba wyssałam to z mlekiem matki. Żartuję. Mama moja nie karmiła, babcia karmiła bo musiała, ale tylko tyle i musiała (wtedy na wsi nie było innej opcji), ale jak sam mówi, gdyby miała wybór to nigdy w życiu. Takie to z nas potwory, egoistki, świadomie pozbawiające potomstwo lepszego startu w życie. Mordujące odporność, hamujące rozwój samolubne france nie mające pojęcia o macierzyństwie.  No tak, przecież macierzyństwo to bawarka, herbatka na laktację i latani

Kim jestem i co ja tam wiem

W zasadzie to nikim i każdym i wiem, że nic nie wiem, ale zazwyczaj wiem lepiej. Jestem jedynaczką i wychowuje jedynaka i to na domiar złego od niedawna. Matka ze mnie dziwna bo jestem rozkapryszona, histeryczna i zawsze muszę dostać to co chcę. Czasami zastanawiam się kto u nas w domu jest tak naprawdę dzieckiem, bo nie zawsze wychodzi mi że Munia. Nie najlepiej gotuję, a pieczenie traktuję jak sztukę magii tajemnej, szczypta tego, tamtego, a efektu nigdy nie przewidzisz. Chociaż w nic nie wierzę mam ślub kościelny (jeszcze kiedyś tam w coś wierzyłam) i do tego o zgrozo! szczepię własne dziecko. Niby jestem tolerancyjna, ale zaczynając zdanie od nienawidzę dwukropek lista będzie bardzo długa. Zapominam jeść i zapominam, że inni nie zapominają (zwłaszcza pan pies) i mają mi za złe, że znowu nic na trzy dni. Zapominam też pić wodę, ale zainstalowałam sobie odpowiednią aplikacje i teraz co godzinę sztuczna inteligencja przypomina mi cichą wibracją, że czas wychylić szklaneczkę. Jest

Black and blue or white and gold

Ostatnio internet oszalał na punkcie pewnej sukienki. Ciuch jak ciuch, wydawać by się mogło, że sukienka jak sukienka każdy widzi jak jest. Otóż owszem, każdy widzi tylko niestety każdy co innego. Widziałam zdjęcia tej sukienki chyba wszędzie, jeżeli wy nie widzieliście to nie wiem jaki koniec internetu przeglądacie, ale na pewno nie ten co powinniście. Nawet w tv pojawiła się na jej temat wielce naukowa debata. Siedzę na kanapie, popijam małą czarną i nadziwić się nie mogę o co chodzi, bo przecież chyba każdy ślepy widzi, że jest niebiesko czarna. Na to wchodzi rodzic Tata. Patrzy na zdjęcie. Pytam niepewnie "Kochanie jaki kolor ma ta sukienka" odpowiada bez wahania "jest biała ze złotym". Gdybym nie siedziała to pewnie bym i tak usiadła ze zdziwienia. Jak to biała? Pytam drugi raz, trzeci, powoli zaczynam łapać nerwa bo ta dyskusja robi się jałowa i zmierza donikąd. No gdzież on tam widzi biały ze złotym? No ale widzi. Nic nie poradzisz. Świata nie zmienisz.

Chorowanie i czytanie

Mama i Munia znowu chorują. Nie mam czasu, siły, natchnienia ale mam za to katar i zapalenie płuc. Już mam dosyć, przechorowaliśmy w zasadzie cały luty. Najpierw Munia, potem rodzic tata, potem ja, a na końcu solidarnie z całą rodziną pochorował się nawet pan pies.  Nadszedł marzec i jest coraz gorzej. Jeżeli przez trzy tygodnie chorujecie, ale udajecie, że macie się świetnie to wiedzcie, że zapalenie płuc już nie oszukacie, skopie was po dupie i rozłoży na łopatki. Więc chorujemy sobie dalej i czytamy.