Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

Jak ugotować obiad i nie zwariować czyli nic na trzy dni

Posiadam liczne zalety i mocne strony, jednak gotowanie niestety do nich nie zależy. Nie bardzo ogarniam tematy kuchenne, nie wypiekam ciast i chlebów, a do tego praktycznie nie jadam mięsa.  Rosół i schabowe zrobiłam tylko raz w życiu i to nie na raz, tylko najpierw schabowe, a rosół dwa lata później.  Jakoś tak się układało, że  ryba z sałatą i koktajl szpinakowy raz w tygodniu były wystarczającym wypasem i nikt nie narzekał. Jednak wraz z upływem miesięcy i wraz ze stopniowym rozszerzaniem diety dziecka wypadłoby, żeby Munia wiedział co to barszcz i jak wygląda klops. Sprawa wbrew pozorom okazał się dosyć skomplikowana.  Pierwsze działania master chefowej wypadły jednocześnie i bardzo efektownie jak i mizernie. Na pierwszy rzut poszedł sernik z musem malinowym. Nie ma co się przemęczać, sernik podobno każdy zrobi. Munia został oddany babci na przechowanie, a ja ruszyłam z tematem. O ile sernik faktycznie okazał się jadalny o tyle mus malinowy pokonał mnie totalnie,

Sentymenty

Munia rośnie jak na drożdżach. Sama nie mogę uwierzyć, że ledwo rok temu był całkowicie zależnym ode mnie pędrakiem, a dzisiaj ma już własne zdanie na każdy temat. Już nie jest zaślinionym i pachnącym ciepłym mleczkiem noworodkiem, tylko małym chłopcem, chuliganem.  Nosi luźne spodnie, trampki, wie gdzie sroczka kaszkę warzyła i ma wysoki poziom asertywności bo jedyne co mówi to „nie”. Po pierwszych urodzinach wzięło mnie na sentymenty. Cieszę się z każdego jego postępu i coraz większej niezależności. Jednak zmiany następują tak gwałtownie i w tak ekspresowym tempie, że postanowiłam jakoś je usystematyzować i popakować sobie na potem. W zasadzie chciałabym zachować wszystko od pierwszej czapeczki, skarpeteczki, kocyka począwszy na śliniaku poplamionym pierwszą zupką skończywszy, ale to chyba nie do końca taki super pomysł. Zaraz po narodzinach Munia dostał od babci Album Dziecka. Okazał się on strzałem w dziesiątkę. Nie uzupełniałam go pilnie i skrupulatnie, jednak wszystkie n

Kinderbale dla dorosłych

Jak wiadomo w nowym życiu przydałyby się też rozrywki dla dorosłych. Człowiek rodzic też człowiek i czasem chciałby się napić czegoś innego niż woda i posłuchać muzyki innej niż Fasolki i słów, które rozumie. Wtedy pojawia się genialny pomysł, żeby zrobić imprezę.  Tak się złożyło, że wszyscy nasi najbliżsi znajomi mają małe dzieci. W związku z tym impreza zaczyna się zazwyczaj w okolicy 14 nie później niż o 16, to ważne gdyż ponieważ z reguły kończy się po 20. Kiedy już po dołożeniu wszelkich starań, uda się wszystkim wyspać i nakarmić mniejsze i większe brzdące na czas, można się zbierać.  Na imprezę w nowym okresie życia zabieramy pieluchy ile się zmieści, kremy na twarz, dupsko, na słońce, na wiatr, na mróz bo kto wie jak będzie. Trzy zestawy ubrań na przebranie. Parasol. Butelki, mleko własne, w proszku, do kawy, bo może się przyda. Soczek o każdym smaku, tak na wszelki, bo zapewne chociaż malinowy jest najulubieńszy, akurat tym razem będzie be, niedobry. Kocyk, zab

Nic niemuszenie i matka polka nieidealna

Jak już pisałam, życie moje można podzielić na życie bez Muni i na życie z Muniem. Moje stare życie tętniło życiem i wiodło się spontanicznie i interesująco. Brakuje mi z niego tysiąca drobiazgów, jednak najbardziej brakuje mi "nic niemuszenia". W życiu z Muniem "nic niemuszenie" nie występuje. Z dzieckiem tak już jest, że człowiek ciągle coś musi. Muszenie zaczyna się od samego rana kiedy to człowiek musi wstać, zazwyczaj o nieludzko wczesnej porze. Potem musi przebrać, przewinąć, nakarmić, ponosić, utulić, ukołysać do snu bo się drze bo śpiące. Ponownie przewinąć, przebrać bo się upaprało, nakarmić, przebrać, bo się znowu upaprało, przewinąć, nakarmić, zastanowić się, czy już karmił? a może przewijał? wykapać, umyć, uczesać, znowu przewinąć, znowu przebrać, znowu utulić, śpiewać, nosić, wstawać, nie wstawać i tak 24/7 bez dni wolnych, świąt kościelnych, bez prawa do urlopu na żądanie, bez L4. W życiu z Muniem przez pierwszy rok nie było życia, była tylko h

Plan

Munia skończył właśnie roczek. Ostatnie dwanaście miesięcy było totalną jazdą bez trzymanki. Dziecko to cud, ale jeszcze większy cud to jak wszyscy przeżyją jego przyjście na świat i nie zwariują. Nam się udało. Nie pozabijaliśmy się, nie rozwiedliśmy się, a i Munia odpukać cały i zdrowy.  Na pojawienie się Muni w moim życiu pozornie byłam gotowa. Wiek odpowiedni. Sytuacja materialna i rodzinna ustabilizowana. Mąż jest. Dom jest. Pies z ogrodem też. Wózek kupiony, łóżeczko skręcone, szafa wypakowana słodkimi, malutkimi ubrankami pachnącymi obcym jeszcze wtedy zapachem dziecięcego płynu do płukania. Check listy odptaszkowane w każdym najdrobniejszym punkcie. Generalnie wychodzę z założenia, że brak planu to najlepszy plan. Jednak w kwestii narodzin potomka ogarnął mnie szał planowania wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach. Do tego stopnia, że już na pierwszej wizycie u lekarza ustaliłam nawet datę i godzinę przyjścia Muni na świat. Wewnętrznie czułam, że muszę być przygotowana