Posiadam liczne zalety i mocne strony, jednak gotowanie niestety do nich nie zależy. Nie bardzo ogarniam tematy kuchenne, nie wypiekam ciast i chlebów, a do tego praktycznie nie jadam mięsa. Rosół i schabowe zrobiłam tylko raz w życiu i to nie na raz, tylko najpierw schabowe, a rosół dwa lata później. Jakoś tak się układało, że ryba z sałatą i koktajl szpinakowy raz w tygodniu były wystarczającym wypasem i nikt nie narzekał. Jednak wraz z upływem miesięcy i wraz ze stopniowym rozszerzaniem diety dziecka wypadłoby, żeby Munia wiedział co to barszcz i jak wygląda klops. Sprawa wbrew pozorom okazał się dosyć skomplikowana. Pierwsze działania master chefowej wypadły jednocześnie i bardzo efektownie jak i mizernie. Na pierwszy rzut poszedł sernik z musem malinowym. Nie ma co się przemęczać, sernik podobno każdy zrobi. Munia został oddany babci na przechowanie, a ja ruszyłam z tematem. O ile sernik faktycznie okazał się jadalny o tyle mus malinowy pokonał mnie totalnie,