Święta zbliżają się w tempie błyskawicznym. Jedna, wielka, kilkudniowa, leniwa przyjemność. W tym czasie czuję się jak małe dziecko i cieszy mnie absolutnie wszystko. Tym razem radością dziecięcą cieszyć się zamierzam podwójnie bo liczę na podobne świąteczne szaleństwo, które miejmy nadzieje objawi się u Muni. Rodzic Tata jest świątecznieoporny, ale pracujemy nad nim. Jestem jednym z tych świątecznych świrów, którzy kochają ten czas miłością niezrozumiałą i toczą walkę z mężem w okolicach marca, kiedy brutalnie chce wywalić choinkę na śmietnik. Ilość lampek w moim domu z założenia musi być nieskoczna, podobnie jak mandarynek. W tym temacie nie znam słowa dość. Założenie jest proste, jak ja włączam wtyczkę, napięcie spada w całej wsi i dopiero wtedy można zasiąść i podziwiając swe dzieło zeżreć tyle mandarynek ile wlezie. Na święta mus być również sporo innych koniecznych do szczęścia świątecznych drobiazgów, ale ten kto ma tak jak ja wie o tym doskonale. Rzecz jasna ś