Muniek chodzi do przedszkola. Uznał że jest już mega duży, w końcu ma już trzy lata, a to poważny wiek, i że da radę. Dramatu nie ma, są za to wyrzuty w stylu: "no ile można w tej pracy siedzieć", "umarłem sześć razy, mama sześć razy z nudów, a sześć to jest bardzo dużo, wiesz mama", "jak jeszcze raz będziesz tak późno to się rozpłaczę i się zapłaczę, dokładnie tak wiesz" "jezzzuuu to już chyba przesada" "no dłużej to już cię nie mogło być" (?) Zaznaczam, że nie odbieram go po 21 tylko o 13:45. Nie powiem, że nie bałam się tego jak on to zniesie. W końcu to już nie jest ciepły, przytulny, prywatny żłobeczek, tylko przedszkolna szkoła przetrwania. Do tego, gdzieś tak w połowie sierpnia, kiedy ja pijąc leniwie kawę na hamaku, planowałam jeszcze gdzieś wyskoczyć na koniec wakacji, wszystkie matki w internetach dostały już przedszkolnoszkolnowrześniowego pierdolca. Zasypało mnie postami o wyprawkach, plecakach, papciach, książkac
Będzie ckliwie. Za kilka dni wielki bal. Trzecie urodziny Munia zostały już starannie zaplanowane. Oczywiście przez Munia, bo matka jego trzyma się uporczywie starej zasady, że dobry plan to brak planu, dzięki czemu nic się nie spierdoli. Munio ma już listę gości z podziałem obowiązków. Każdy już od dawna wie dokładnie co ma robić, co śpiewać oraz, że koniecznie ma dmuchać świeczki i też ma pomyśleć życzenie. Munio wybrał również tort, niezmiennie truskawkowy, chociaż sam powiada, że tort lubi, ale truskawek nie. W prezencie dostanie "odkrywacz metalu", którym będzie szukać pieniążków w piaskownicy, a pieniążki będzie wkładać do pudełeczka, a jak ich uzbiera odpowiednią ilość to będzie mógł sobie kupić gumę, a ja nie będę mogła mu zabronić (dobrze, że nie broń, albo koks). Koniecznie są też balony i byłoby super gdyby dostał też kolejkę drewnianą z dźwigiem, ale on rozumie, że dwa prezenty to dużo i, że jak coś to będzie bardzo grzeczny i poczeka na Mikołaja