Przejdź do głównej zawartości

Komunia, matura i pies z odzysku

Maj to miesiąc podwójnie przerąbany po pierwsze matury, po drugie komunie. Sama nie wiem co gorsze. Zarówno na maturze jak i na komunii byłam raz w życiu (na swojej własnej) więc nie jestem ekspertem, ale oba te wydarzenia wydają mi się równie drętwe i mało znaczące w dorosłym życiu.

W przyszłym tygodni matury nie zadaję, ale dane mi będzie uczestniczyć w  komunii na miarę nowego świata i nowych technologii. Podobno ma być skromnie i coś czuję, że nie uda mi się zobaczyć małych dziewczynek w ślubnych bezach, ale zapewne i tak będzie ciekawe. Zwłaszcza, że z wiarą i kościołem mi nie po drodze. Jednak jako matka chrzestna dziecięcia przystępującego do tego sakramentu wymigać się nie chcę i zapewne po wszystkim opowiem jak było. 

W całej tej szopce oczywiście najważniejsze są prezenty. Ustaliłam z zainteresowanym co i jak i za ile. Doszliśmy do porozumienia. Na szczęście nie wymyślił, że koniecznie chce operacje plastyczną, wakacje na Kajmanach oraz złotego Rolexa więc deal nie był trudny. Nie wpadł też na pomysł posiadania elektrycznej hulajnogi, hamaka, quada ani jeża pigmejskiego. Zwierzątka nadal cieszą się zainteresowaniem jako prezent. Wiem, bo jedno okoliczne dziecko już dostało rasowego psa za około dwa tysiące złotych, więc trend nadal w modzie.

Nie uważam, że posiadanie przez dzieci zwierzątek jest czymś złym. Wręcz przeciwnie. Dziecko i zwierzak to fajne połączenie. Jeżeli temat jest poważnie potraktowany, cała rodzina przygotowana i odpowiedzialna proszę bardzo. Nie ma znaczenia wtedy jaka to okazja sprowadza zwierza do domu. Jeżeli sprowadzają go mądrzy i dobrzy ludzie to to zawsze będzie super sprawa. Natomiast osobiście nie popieram kupowania zwierząt. Zwłaszcza psów czy kotów. Jest tyle cudownych futrzaków czekających na kochający dom, szkoda nie dać im szansy. 

Ja również posiadam psa. Nie dostałam go na komunię, ani go nie kupiłam. Pojawił się w domu z zupełnie innych przyczyn. Brutus jest totalnie z odzysku. Takie było założenie i takiego kundla burego szukałam. Okazał się niesamowicie chory i z opcji oddam za darmo w dobre ręce, wyszedł w ogólnym rozrachunku drożej niż dwa rasowe, ale to nie miało już wtedy znaczenia. Daliśmy mu dom, zdrowie, a on nam całą kupę futrzastej, ciepluchnej miłości. 

Kochani jeżeli jesteście mądrymi rodzicami, macie warunki oraz fajne, rozsądne pociechy, to nieważne czy zdają maturę czy idą do komunii, dajcie, nie kupujcie, ale dajcie im psa. Będzie to wtedy taka majowa kumulacja szczęścia, a oba te wydarzenia nabiorą sensu na całe życie, wasze, waszych dzieci i waszego nowego psa. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nosokomefobia czyli jak strach przed szpitalem może namieszać w głowie

Wiem dokładnie kiedy zaczęłam się bać szpitala. Wiem też, dlaczego tak bardzo mnie on przeraża.  Wiem też, po ostatnim pobycie, dlaczego powinnam posiadać więcej niż jedno dziecko.  Nie chodzi o to, że wolę latać do Tokio, czy budować dom oraz karierę. Mam dużo poważniejsze powody, które blokują mnie w tym temacie. Jednak muszę się nad tym zastanowić.  Muszę, żeby Munia nigdy nie został sam. Od początku 2011 roku do teraz byłam w szpitalu dziewięć razy. Wychodzi mi pobyt średnio raz na pół roku. Przeszłam w tym czasie cztery zabiegi operacyjne oraz świńską grypę i różne inne wymagające hospitalizacji przygody. Okazem zdrowia nie jestem, szczęście mi też nie dopisuje, a mój paranoiczny strach przed miejscem, w którym się cierpi i umiera sprawy mi nigdy nie ułatwia. Jednak pomimo strachu ciągle muszę wracać do tego upiornego miejsca. Wyjścia nie mam. Siła wyższa, shit happens, nic nie poradzisz człowieku. Szpital to miejsce specyficzne. Niby zakład otwarty, a jak w więzi

Urlop z dzieckiem

Muniek w sierpniu skończy dwa latka. Nie wiem jak to się stało, że z małego, giętkiego owsika wyrósł nam już na niezłego chuligana. Uparty jak osioł, dzielny jak lew. Walczy o wszystko do ostatniej krztyny cierpliwości matki swojej i generalnie lekko z nim nie ma. I takie to oto dzikie, ledwo gadające, wszystko chcące natychmiast stworzenie pojechało z nami nad morze. Urlop Muńkowi udał się świetnie, nam przydałby się jeszcze jeden. Nie był to pierwszy wyjazd z dzieckiem i nie było aż tak ciężko, ale urlopem wypoczynkowym nie można tego nazwać.  Mamo tiu Mamoooo !!! Ledwo człowiek gdzieś dojdzie, gdzieś siądzie, jeszcze dobrze nie dychnie, a tu tyle atrakcji dookoła. I już posiedziane, mamo tiu, mamo to, mamo choć, mama zobać, mamoo tam. I mamo idzie tiu i tam, i patsi tiu i tam i lata z tymi tobołami tiu i tam, a za mamą i tobołami lata tata z jeszcze większą ilością tobołów.  Toboły, wszędzie toboły. Nie wiem jak u was, ale u nas toboły to cała masa toreb, torebe

Wielkanoc jak ja nienawidzę tych świąt

Nienawidzę wszystkiego jajek, żurków, kiełbas, szynek, majonezu, sałatki warzywnej, kurczaczków, pisanek, bazi, sypiącej się suszem palmy, głupoty lanego poniedziałku i wszechogarniającej ekscytacji. Nie piorę, nie gotuję, nie myję okien, nie trzepie dywanów, nie sprzątam strychów i piwnic. Nie robię z domu jajecznej choinki i nie martwię się tym, że się przejem, albowiem ciężko przez trzy dni żyć jedynie o mazurku, którym na dodatek trzeba się podzielić. Nigdy tych świąt nie lubiłam, a od 2011 nienawidzę ich z całego serca, Okres pomiędzy 4 marca a 11 kwietnia mam całkowicie wycięty z życiorysu i radosne uniesienia w tym terminie są mi tak potrzebne jak głuchemu flet. Dla mnie ten czas to czas wielkiego smutku, czekania na śmierć i tysiąca niewysłuchanych modlitw. Czas, który dla kogoś zakończył się zmartwychwstaniem i radością, a dla mnie końcem świata i bezmiarem smutku.  O ile na punkcie Bożego Narodzenia i całego komercyjnego gówna z nim związanego mam totalnego hopla, o