Przejdź do głównej zawartości

Dzień jak co dzień

Odkurzam sobie psa, Munia zjada mu ogon, a ogon zjada mi pantofla. Nie wiem czym wypchali te papcie zimowe (letnich nie mam), ale Brutosław dostaje na ich punkcie totalnego świra i zachowuje się jak kot po kocimiętce. Mymla mi te papcie i mymla, bo to taki mymult z niego jest, nie gryzie tylko mymla. Ten pantofel cały mokry, ogon cały zaśliniony, a uhahany Munia ma na sobie tyle sierści, że wygląda już prawie jak małe szczeniątko.

W moim życiu istnieją dwie czynności odłączające mnie totalnie od rzeczywistości, obieranie ziemniaków i odkurzanie właśnie. Tracę wtedy poczucie czasu i wyłączam się. Przez co z reguły ziemniaków wystarczyłoby dla pułku piechoty bo obieram ile jest, a odkurzanie akurat nikomu nie szkodzi, chyba że zamyślę się zbyt mocno i wessam psu ucho albo fafla. Podobno myślenie ma przyszłość. Śmiem nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Gdyby tak było nie odkurzałabym psa w mokrym pantoflu tylko tarzała się w milionie zielonych na drobne wydatki leniwie sącząc szampana. No ale jak wiecie nie tarzam się, chyba że po trawie świeżo skoszonej lub po dywanie ze śmiechu.

Ostatnio poza tarzaniem się skupiam się jeszcze na wyłączeniu z czasu i rzeczywistości i to takim generalnym. Nie tylko odkurzaczo ziemniaczanym lecz życiowo całkowitym. Nadeszła wiosna. Zakwitły nam czereśnie. Wszystko takie urocze, ptaszki, kwiatki, motylki, a i dzień coraz dłuższy. Przetrwałam też święta i generalnie jest pięknie. Za co serdecznie dziękuje mojemu psychiatrze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nosokomefobia czyli jak strach przed szpitalem może namieszać w głowie

Wiem dokładnie kiedy zaczęłam się bać szpitala. Wiem też, dlaczego tak bardzo mnie on przeraża.  Wiem też, po ostatnim pobycie, dlaczego powinnam posiadać więcej niż jedno dziecko.  Nie chodzi o to, że wolę latać do Tokio, czy budować dom oraz karierę. Mam dużo poważniejsze powody, które blokują mnie w tym temacie. Jednak muszę się nad tym zastanowić.  Muszę, żeby Munia nigdy nie został sam. Od początku 2011 roku do teraz byłam w szpitalu dziewięć razy. Wychodzi mi pobyt średnio raz na pół roku. Przeszłam w tym czasie cztery zabiegi operacyjne oraz świńską grypę i różne inne wymagające hospitalizacji przygody. Okazem zdrowia nie jestem, szczęście mi też nie dopisuje, a mój paranoiczny strach przed miejscem, w którym się cierpi i umiera sprawy mi nigdy nie ułatwia. Jednak pomimo strachu ciągle muszę wracać do tego upiornego miejsca. Wyjścia nie mam. Siła wyższa, shit happens, nic nie poradzisz człowieku. Szpital to miejsce specyficzne. Niby zakład otwarty, a jak w więzi

Wielkanoc jak ja nienawidzę tych świąt

Nienawidzę wszystkiego jajek, żurków, kiełbas, szynek, majonezu, sałatki warzywnej, kurczaczków, pisanek, bazi, sypiącej się suszem palmy, głupoty lanego poniedziałku i wszechogarniającej ekscytacji. Nie piorę, nie gotuję, nie myję okien, nie trzepie dywanów, nie sprzątam strychów i piwnic. Nie robię z domu jajecznej choinki i nie martwię się tym, że się przejem, albowiem ciężko przez trzy dni żyć jedynie o mazurku, którym na dodatek trzeba się podzielić. Nigdy tych świąt nie lubiłam, a od 2011 nienawidzę ich z całego serca, Okres pomiędzy 4 marca a 11 kwietnia mam całkowicie wycięty z życiorysu i radosne uniesienia w tym terminie są mi tak potrzebne jak głuchemu flet. Dla mnie ten czas to czas wielkiego smutku, czekania na śmierć i tysiąca niewysłuchanych modlitw. Czas, który dla kogoś zakończył się zmartwychwstaniem i radością, a dla mnie końcem świata i bezmiarem smutku.  O ile na punkcie Bożego Narodzenia i całego komercyjnego gówna z nim związanego mam totalnego hopla, o

Sezon na "nie wiem jak się ubrać" uważam, za rozpoczęty

Muniek chodzi do przedszkola. Uznał że jest już mega duży, w końcu ma już trzy lata, a to poważny wiek, i że da radę. Dramatu nie ma, są za to wyrzuty w stylu: "no ile można w tej pracy siedzieć", "umarłem sześć razy, mama sześć razy z nudów, a sześć to jest bardzo dużo, wiesz mama", "jak jeszcze raz będziesz tak późno to się rozpłaczę i się zapłaczę, dokładnie tak wiesz" "jezzzuuu to już chyba przesada" "no dłużej to już cię nie mogło być" (?) Zaznaczam, że nie odbieram go po 21 tylko o 13:45. Nie powiem, że nie bałam się tego jak on to zniesie. W końcu to już nie jest ciepły, przytulny, prywatny żłobeczek, tylko przedszkolna szkoła przetrwania. Do tego, gdzieś tak w połowie sierpnia, kiedy ja pijąc leniwie kawę na hamaku, planowałam jeszcze gdzieś wyskoczyć na koniec wakacji, wszystkie matki w internetach dostały już przedszkolnoszkolnowrześniowego pierdolca. Zasypało mnie postami o wyprawkach, plecakach, papciach, książkac