Przejdź do głównej zawartości

Top 5 co powinno mówić się własnemu dziecku

Internetowych list czego nie mówić, czego nie robić, czego nie kupować, czego nie dawać, czego nie pokazywać, czego nie jeść i czego nie pić jest milion. I fajnie. Niech i będzie ich ze daw miliony. Natomiast na listę tego co mówić własnym dzieciom jeszcze nie trafiła. Przyznam szczerze, że nie szukałam też zbyt dokładnie, bo mam swoją własną. 

"Nie bój się"

Idź. Biegnij. Skacz. Zobacz. Dotknij. Nie ograniczam Munia. Wręcz przeciwnie zachęca do robienie wszystkiego, a już zwłaszcza tego przy czym chociaż na ułamek sekundy się zawaha. Oczywiście w granicach rozsądku (powiedzmy). Popycham go ciągle i stale do przekraczania własnych granic. I chociaż moje serce samo czasem truchleje powtarzam mu "Nie bój się, jestem przy Tobie". Uważam, że dzięki temu będzie, w zasadzie już jest, ciekawy świata i pewien siebie w jego zdobywaniu. Chcę nauczyć go pokonywania własnych ograniczeń, strachu, uprzedzeń oraz tego, że nieważne co się stanie zawsze będę obok.

"Nie płacz"

W kwestii dziecięcego płaczu jest tyle szkół co jego rodzaju. Szanuje Muniowe uczucia i rozumiem, że kiedy kończy się bajka to kończy się cały świat, i że kiedy jest pomidorowa, a miał być rosół to to już w ogóle zakrawa na kryzys na skalę światową. Wiem, że kiedy się uderzy to beczy bo się uderzył, a kiedy się wystraszy to beczy po się wystraszył, a kiedy jest zły to beczy bo jest zły, a kiedy beczy bo beczy to po prostu beczy, głupia nie jestem on z resztą też. Dlatego owszem podmucham, ucałuje, przytulę, wytłumaczę, ale zawsze powiem też "Nie płacz". Dlaczego? Nie dlatego, że nie rozumiem co on czuje i jestem wyrodną matką, ale dlatego, że rozumiem, że nic się tak naprawdę nie stało. Mój przekaz ma Muniowi pokazać, że własnie koniec bajeczki to nie koniec świata i może zamiast siedzieć na podłodze trzy godziny i wyrażać własne emocje i frustracje z tego powodu lepiej nauczyć się nad nimi panować i zrobić coś fajnego. Sama kiedy jest mi źle i zalewam się łzami potrzebuje kogoś kto przyjdzie i powie "Nie płacz" jest dobrze, będzie dobrze, głowa do góry, zamiast kogoś kto siądzie i powie "tak rozumiem, jest ci tak bardzo źle, lepiej popłaczmy sobie w kącie i popłaczmy razem". 

"Popatrz co zrobiłeś"

Mówiąc to nie mam zamiaru zgnoić mojego własnego dziecka. Chcę natomiast, aby miało świadomość, że każda akcja ma swoją reakcję. Jeżeli machając kubkiem z herbatą obleje się z góry do dołu, albo rozbije słoik, albo zrzuci kwiaty w wazonie i zaleje pół pokoju itede itepe nie stanę dumna jak paw i nie powiem "Ale ślicznie". Powiem natomiast z pełna świadomością i premedytacją "Popatrz co zrobiłeś" po czym spokojnie pokażę i wytłumaczę mu skutki jego czynów i wybryków.  Uważam, że najlepiej uczymy się na błędach. Uczmy więc nasz dzieci, że mogą je popełniać i od małego pokazujmy im zarówno pozytywne jak i negatywne skutki tego co robią i jak się zachowują.

"Przyjdzie Pan i Cię zabierze"

Tak wiem, teraz to pojechałam. Równie dobrze mogłabym powiedzieć własnemu dziecku "Nie kocham cię". Nim jednak spanie na mnie grom waszego oburzenia pozwólcie, że lekko zahaczę o bezpieczeństwie naszych pociech. Świat jaki jest wszyscy wiemy. Pełen świrów, pedofilów i niesprawiedliwości. Daję Muniowi bardzo dużo swobody. Kiedy wychodzimy, jak już pisałam pcham go i zachęcam do robienia rzeczy dla większości mam abstrakcyjnych. Dodatkowo uczę go otwartości i  bardzo zależy mi na tym, żeby miał dobre kontakty z innymi ludźmi. Nie chcę, żeby się ich bał, chociaż wiem, że niektórych powinien. Nie robię afery, kiedy pan w sklepie klepie go po głowie, albo pani w  autobusie ciućka do niego jak potłuczona. Uczę go natomiast, żeby sam umiał powiedzieć, pokazać, że mu się to nie podoba. Zamiast strachu przed ludźmi, staram się go uczyć strachu przed pewnymi sytuacjami. Wszędzie mówię Muniowi, że może się zgubić, no taka prawda, może, uczę go więc od małego do kogo ma iść po pomoc, bo jak pójdzie do Pana Zenka z cukierkami i powie, że się zgubił to może niestety być różnie. Więc tak moje dziecko, ma świadomość istnienia poważnych zagrożeń, i wie że może przyjść pan i go zabrać, no bo niestety może. Ale wie też, że będąc blisko mnie nic mu nie grozi, punkt pierwszy "Nie bój się". 

"Nie mam czasu, nie teraz"

Każdy w życiu musi coś zrobić, siku, obiad, kawę, raport dla szefa, sprawozdanie finansowe. Nie rozdwoimy się, nie sklonujemy, nie olejemy obowiązków, nie rzucimy wszystkiego, bo akurat teraz koniecznie musimy przeczytać o Czerwonym Kapturku, albo oglądać mega dużego gila z nosa. Zdanie to nie powinno sprawiać bólu, odpychać i powodować, że nasza pociecha będzie wyglądać jak porzucone szczeniątko. Powinno natomiast uczyć cierpliwości i tego, że w pewnym momencie już nie jesteśmy na każde zawołanie. Bolesne, ale konieczne.

Nie bójcie się i nie płaczcie. Nawet jak przyjdzie po was pan to was nie zabierze bo pan ma ważniejsze rzeczy do roboty. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nosokomefobia czyli jak strach przed szpitalem może namieszać w głowie

Wiem dokładnie kiedy zaczęłam się bać szpitala. Wiem też, dlaczego tak bardzo mnie on przeraża.  Wiem też, po ostatnim pobycie, dlaczego powinnam posiadać więcej niż jedno dziecko.  Nie chodzi o to, że wolę latać do Tokio, czy budować dom oraz karierę. Mam dużo poważniejsze powody, które blokują mnie w tym temacie. Jednak muszę się nad tym zastanowić.  Muszę, żeby Munia nigdy nie został sam. Od początku 2011 roku do teraz byłam w szpitalu dziewięć razy. Wychodzi mi pobyt średnio raz na pół roku. Przeszłam w tym czasie cztery zabiegi operacyjne oraz świńską grypę i różne inne wymagające hospitalizacji przygody. Okazem zdrowia nie jestem, szczęście mi też nie dopisuje, a mój paranoiczny strach przed miejscem, w którym się cierpi i umiera sprawy mi nigdy nie ułatwia. Jednak pomimo strachu ciągle muszę wracać do tego upiornego miejsca. Wyjścia nie mam. Siła wyższa, shit happens, nic nie poradzisz człowieku. Szpital to miejsce specyficzne. Niby zakład otwarty, a jak w więzi

Urlop z dzieckiem

Muniek w sierpniu skończy dwa latka. Nie wiem jak to się stało, że z małego, giętkiego owsika wyrósł nam już na niezłego chuligana. Uparty jak osioł, dzielny jak lew. Walczy o wszystko do ostatniej krztyny cierpliwości matki swojej i generalnie lekko z nim nie ma. I takie to oto dzikie, ledwo gadające, wszystko chcące natychmiast stworzenie pojechało z nami nad morze. Urlop Muńkowi udał się świetnie, nam przydałby się jeszcze jeden. Nie był to pierwszy wyjazd z dzieckiem i nie było aż tak ciężko, ale urlopem wypoczynkowym nie można tego nazwać.  Mamo tiu Mamoooo !!! Ledwo człowiek gdzieś dojdzie, gdzieś siądzie, jeszcze dobrze nie dychnie, a tu tyle atrakcji dookoła. I już posiedziane, mamo tiu, mamo to, mamo choć, mama zobać, mamoo tam. I mamo idzie tiu i tam, i patsi tiu i tam i lata z tymi tobołami tiu i tam, a za mamą i tobołami lata tata z jeszcze większą ilością tobołów.  Toboły, wszędzie toboły. Nie wiem jak u was, ale u nas toboły to cała masa toreb, torebe

Wielkanoc jak ja nienawidzę tych świąt

Nienawidzę wszystkiego jajek, żurków, kiełbas, szynek, majonezu, sałatki warzywnej, kurczaczków, pisanek, bazi, sypiącej się suszem palmy, głupoty lanego poniedziałku i wszechogarniającej ekscytacji. Nie piorę, nie gotuję, nie myję okien, nie trzepie dywanów, nie sprzątam strychów i piwnic. Nie robię z domu jajecznej choinki i nie martwię się tym, że się przejem, albowiem ciężko przez trzy dni żyć jedynie o mazurku, którym na dodatek trzeba się podzielić. Nigdy tych świąt nie lubiłam, a od 2011 nienawidzę ich z całego serca, Okres pomiędzy 4 marca a 11 kwietnia mam całkowicie wycięty z życiorysu i radosne uniesienia w tym terminie są mi tak potrzebne jak głuchemu flet. Dla mnie ten czas to czas wielkiego smutku, czekania na śmierć i tysiąca niewysłuchanych modlitw. Czas, który dla kogoś zakończył się zmartwychwstaniem i radością, a dla mnie końcem świata i bezmiarem smutku.  O ile na punkcie Bożego Narodzenia i całego komercyjnego gówna z nim związanego mam totalnego hopla, o