Przejdź do głównej zawartości

Prezenty prezenty wszędzie prezenty

Munio tonie w zabawkach. Jest jedynakiem, jedynym wnusiem i przez to jest hojnie obdarowywany na każdym kroku. Nie powinnam narzekać, niemniej jednak w związku ze świętami wybór prezentu dla niego okazał się strasznie trudny. Postawiłam w tym roku na zabawki drewniane. Zakochałam się w piramidzie Skip Hop Giraffe Safari i już się jej nie mogę doczekać.

zabawki drewniane Skip Hop

Munio ma już drewnianą ciężarówkę IKEA MULA i bardzo ją lubi więc myślę, że piramida również mu się spodoba.

MULA Dźwig z klockami IKEA Przyczepa może być odłączona Dźwig i klocki z magnesem ułatwiają podnoszenie i załadunek.


Wymyśliłam też, że dostanie jednak trochę kolorowego plastiku w postaci interaktywnego statku pirackiego Dumel


Prezentując powyższy wybór, okazało się, że statek piracki był niespełnionym marzeniem dziecięcym rodzica taty i brata jego, wujka Firmy.

Jako niewielkie brzdące strasznie chcieli taki dostać. Było to dawno, w czasach kiedy fajne rzeczy można było kupić tylko za dewizy w Pewexie więc sprawa nie była wcale taka prosta ani oczywista. Cały rok byli grzeczni i cierpliwie czekali na wizytę Świętego Mikołaja i marzyli, że już niebawem będą podśpiewywać szanty i bawić się upragniona zabawką. Wybrany statek był duży, miał czerwone żagle i figurki prawdziwych piratów oraz małpkę i papugę. Już snuli plany kto będzie którą postacią i jak się będą bawić. 

Zadziwiające jest, że rodzic tata nie pamięta co robił wczoraj, a pamięta statek sprzed ponad dwudziestu lat. Cóż widać tatowie tak mają. 

Tak czy inaczej chcieli ponad wszystko ten konkretny statek, a dostali korsarzy. Mniejszy statek, z niebieskimi żaglami bez żadnych dodatkowych atrakcji. Zamiast radości była wielka rozpacz. Co też oboje do dzisiaj świetnie pamiętają, więc musiało to być przeżycie mocno traumatyczne. Ich ojciec, obecny dziadek Muni Haker bardzo szybko wytłumaczył im, że korsarze są lepsi, bo walczą z piratami i że lepiej jest być dobrym niż złym, lub też sprzedał im podobny nieprawdziwy shit. Chcąc jeszcze bardziej ratować sytuację dodając, że tamten statek był zbyt drogi, co do dzisiaj oboje zapamiętali, że byli zbyt biedni na taką zabawkę. Śmiem twierdzić, że nie byli i co więcej zakładam, że różnica cenowa między piratami, a korsarzami była niewielka. Morał z tej bajki jest jeden, rodzicu nie psuj dzieciom świąt bo zapamiętają ci to do końca życia i bardzo, bardzo uważaj co kupujesz. Mogli dostać tysiąc innych rzeczy, nawet nie z Pewexu, w zamian za ten jeden konkretny statek. Wszystko inne pewnie by świetnie wspominali, wszystko tylko nie statek, który był nie tym statkiem co powinien.

Generalnie z tymi prezentami to strasznie skomplikowana sprawa. W związku z czym postanawiam ten temat odłożyć na potem. Wiem, że powinnam się tym zając, ale tak już mam że wolę nie robić niż robić na siłę. Liczę na to, że pozostawienie wyboru prezentów na ostatnią chwilę zaowocuje niesamowitymi i mega błyskawicznymi decyzjami i wszyscy będą zajebiście zadowolenie. 

Z resztą w przyszłą sobotę, jak co roku, odbędzie się przedświąteczne zebranie rodzinne. Polega ono na piciu morza kawy i innych trunków mniej lub bardziej wyskokowych, opychaniu się mandarynkami i mamowymi ciasteczkami z maszynki oraz debatowaniu kto co ma zrobić, kupić, upiec, ugotować. Trwa to mniej więcej jakieś dziesięć minut, bo jakoś tak dziwnym trafem zaraz z poważnego zebrania robi się niepoważna impreza i podobnie jak z prezentami wszystko zostaje dołożone na potem. Potem to taka magiczna kraina gdzie ląduje cała masa moich planów i marzeń. Zapewne mądre głowy już dawno zdiagnozowały takie zjawisko, jako ciężką chorobę o przedziwnej nazwie, ale tym też mogę martwić się potem.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nosokomefobia czyli jak strach przed szpitalem może namieszać w głowie

Wiem dokładnie kiedy zaczęłam się bać szpitala. Wiem też, dlaczego tak bardzo mnie on przeraża.  Wiem też, po ostatnim pobycie, dlaczego powinnam posiadać więcej niż jedno dziecko.  Nie chodzi o to, że wolę latać do Tokio, czy budować dom oraz karierę. Mam dużo poważniejsze powody, które blokują mnie w tym temacie. Jednak muszę się nad tym zastanowić.  Muszę, żeby Munia nigdy nie został sam. Od początku 2011 roku do teraz byłam w szpitalu dziewięć razy. Wychodzi mi pobyt średnio raz na pół roku. Przeszłam w tym czasie cztery zabiegi operacyjne oraz świńską grypę i różne inne wymagające hospitalizacji przygody. Okazem zdrowia nie jestem, szczęście mi też nie dopisuje, a mój paranoiczny strach przed miejscem, w którym się cierpi i umiera sprawy mi nigdy nie ułatwia. Jednak pomimo strachu ciągle muszę wracać do tego upiornego miejsca. Wyjścia nie mam. Siła wyższa, shit happens, nic nie poradzisz człowieku. Szpital to miejsce specyficzne. Niby zakład otwarty, a jak w więzi

Urlop z dzieckiem

Muniek w sierpniu skończy dwa latka. Nie wiem jak to się stało, że z małego, giętkiego owsika wyrósł nam już na niezłego chuligana. Uparty jak osioł, dzielny jak lew. Walczy o wszystko do ostatniej krztyny cierpliwości matki swojej i generalnie lekko z nim nie ma. I takie to oto dzikie, ledwo gadające, wszystko chcące natychmiast stworzenie pojechało z nami nad morze. Urlop Muńkowi udał się świetnie, nam przydałby się jeszcze jeden. Nie był to pierwszy wyjazd z dzieckiem i nie było aż tak ciężko, ale urlopem wypoczynkowym nie można tego nazwać.  Mamo tiu Mamoooo !!! Ledwo człowiek gdzieś dojdzie, gdzieś siądzie, jeszcze dobrze nie dychnie, a tu tyle atrakcji dookoła. I już posiedziane, mamo tiu, mamo to, mamo choć, mama zobać, mamoo tam. I mamo idzie tiu i tam, i patsi tiu i tam i lata z tymi tobołami tiu i tam, a za mamą i tobołami lata tata z jeszcze większą ilością tobołów.  Toboły, wszędzie toboły. Nie wiem jak u was, ale u nas toboły to cała masa toreb, torebe

Wielkanoc jak ja nienawidzę tych świąt

Nienawidzę wszystkiego jajek, żurków, kiełbas, szynek, majonezu, sałatki warzywnej, kurczaczków, pisanek, bazi, sypiącej się suszem palmy, głupoty lanego poniedziałku i wszechogarniającej ekscytacji. Nie piorę, nie gotuję, nie myję okien, nie trzepie dywanów, nie sprzątam strychów i piwnic. Nie robię z domu jajecznej choinki i nie martwię się tym, że się przejem, albowiem ciężko przez trzy dni żyć jedynie o mazurku, którym na dodatek trzeba się podzielić. Nigdy tych świąt nie lubiłam, a od 2011 nienawidzę ich z całego serca, Okres pomiędzy 4 marca a 11 kwietnia mam całkowicie wycięty z życiorysu i radosne uniesienia w tym terminie są mi tak potrzebne jak głuchemu flet. Dla mnie ten czas to czas wielkiego smutku, czekania na śmierć i tysiąca niewysłuchanych modlitw. Czas, który dla kogoś zakończył się zmartwychwstaniem i radością, a dla mnie końcem świata i bezmiarem smutku.  O ile na punkcie Bożego Narodzenia i całego komercyjnego gówna z nim związanego mam totalnego hopla, o